Page 507 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 507

żołnierza. Również Srulik zrobił krok do przodu. Pomiędzy nimi niczym wiatr
             przemknęła Szejna Pesia w rozpostartej, bezbarwnej sukni. I oto już wisiała na
             ramieniu oficera:
                – Bite, bite szejn, her oficir…! 35
                Oficer zrzucił ją z siebie, jak zrzuca się obrzydliwą rzecz, po czym podszedł
             do Flory i Szolema. Wyrwał chłopca z ramion dziewczyny i rzucił go na środek
             piwnicy. Szolem nie upadł, tylko się zachwiał, po czym stanął wyprostowany.
             Poczuł na skroni uderzenie twardego metalu.
                – Jetzt wirst du sprechen! 36
                Chłód metalu spowodował, że strach w chłopcu zamarzł:
                – Ich habe nicht kein Brot .
                                      37
                Na piwnicę spadła cisza, która aż dźwięczała w uszach. Stali bez ruchu, bez
             tchu. Nawet „Pijawka” zatrzymał się w swoich poszukiwaniach na podłodze.
             Oparty na kolanach, z rękami na podłodze, czubek nosa wycelował w stronę
             ręki z rewolwerem. Ślina ciekła mu z otwartych ust.
                Również SS-man zastygł w bezruchu. Jedynie jego wzrok przeskakiwał z twa-
             rzy na twarz. Blask tych oczu ostry jak sztylet zaczął nieoczekiwanie łagodnieć.
             Ręka z bronią odsunęła się od czoła Szolema i powoli skierowała z powrotem ku
             kaburze na biodrze. Oficer zapiął ją i jakby znudzony własnym przedstawieniem,
             obciągając poły munduru, podszedł do „Pijawki” i całą mocą swoich twardych
             butów kopnął go w siedzenie. „Pijawka” wydał z siebie dziki okrzyk i rozciągnął
             się jak długi. SS-man uśmiechnął się. Po raz ostatni objął suterenę jasnym, po-
             godnym spojrzeniem, machnął ręką i pogwizdując ruszył w kierunku korytarza.
                „Pijawka” leżał na podłodze nieruchomo.
                – Wody! – wyszeptały śliniące się usta.
                Nikt się nie ruszył. Jak przykuci wciąż jeszcze stali w tych samych miejscach,
             w których znajdowali się, gdy opuszczał ich Niemiec. W końcu Srulik przełamał
             się, podszedł do ławki z wodą i napełnił kwartę. W samym momencie Flora
             zadrżała. Niczym nagle przebudzona podbiegła do Srulika, wyrwała mu kwartę
             z ręki i wylała wodę z powrotem do wiadra. Srulik uśmiechnął się blado, wyjął
             kwartę z jej dłoni i ponownie zaczerpnął odrobinę wody.
                – Co za hańba, co za hańba… – Flora nagle zaczęła płakać.
                Jej łzy były sygnałem dla pozostałych kobiet, że mogą ulżyć swojemu napięciu.
             Szejna Pesia zaczęła mrugać oczyma, pociągać nosem i płakać – jak to było
             w jej zwyczaju – suchymi łzami. Fejga i Maszeńka pochlipywały z wielka ulgą.
             Srulik podniósł głowę „Pijawki” i wlał mu wody do ust. Wtedy usłyszeli głośne



             35   Niepoprawny język niemiecki pomieszany z jidysz: Proszę, bardzo proszę, panie oficerze…
             36   Teraz będziesz mówił!

             37   Błędna niemczyzna: Nie mam chleba.                              505
   502   503   504   505   506   507   508   509   510   511   512