Page 604 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 604
W końcu Matylda wyszła z sypialni i stanęła przed nim z umalowaną twarzą
i w codziennej sukience. Gotów był ją rozszarpać: – W tych szmatach chcesz
iść na przyjęcie? Czemu się ze mną droczysz? Chcesz, żebym poszedł sam?
– Tak, idź sam! – wybuchnęła w końcu płaczem.
– A właśnie, że pójdziesz ze mną! – wpadł do pokoju, dopadł do szafy i zaczął
wyrzucać jej sukienki na łóżko.
Matylda uwiesiła się na jego ramieniu: – Zostaw w spokoju moje rzeczy!
Zostaw mnie w spokoju!
– Twoje rzeczy, tak?! – odepchnął ją od siebie. – Nic nie jest twoje! Gdyby nie
ja, chodziłabyś w łachach. Siedziałabyś w resorcie. Nie miałabyś co żreć! Spo-
tkałby cię los wysiedleńców! Szybko, ubieraj się! – odwrócił głowę i w otwartych
drzwiach zobaczył obie córki. A ponad ich ramionami rozbawioną kucharkę Rejzl,
która przyglądała się tej scenie z drwiną w oczach.
Aż nim wstrząsnęło, więc zostawił Matyldę z ubraniami, poprawił marynarkę
i przepychając się między córkami a Rejzl, wybiegł z domu.
Na imprezę dla komisarzy i kierowników resortów już nie poszedł. Pospie-
szył za to na inne przyjęcie – u panny Sabinki. Nie była to zwykła noworoczna
hulanka. Zeszło się paru przyjaciół, aby wypić lechaim z okazji dobrych wieści
z frontu i za bliski koniec wojny oraz rychłe wyswobodzenie Żydów. Spotkanie
było nieoficjalne, skromne i dla wybranych gości. W końcu nad gettem wisiało
rozporządzenie, a jej przyjaciele to byli ludzie odpowiedzialni, z wyczuciem i ze
świadomością roli, jaką przyszło im odegrać. Wśród nich znalazło się kilku kie-
rowników, dwóch zonderowców, sędzia oraz dwie ważne persony z Komisji Wysie-
dleńczej.
Domek panny Sabinki na Marysinie wyglądał jak piernikowa chatka z bajki
o Jasiu i Małgosi. Stał ukryty między większymi domami, a w czasie śnieżnych
nocy zimowych ledwo byłby widoczny pośród zasp białego puchu, gdyby nie
błękitna smużka dymu, która ciągnęła się z komina pokrytego śniegiem niczym
z białego kapelusza.
Wewnątrz pokoiki były urządzone modnie i ze smakiem. Na podłogach leżały
kobierce wykonane w resorcie dywanów wedle zamówienia Sabinki. Meble i ka-
napy pochodziły z resortu stolarskiego i tapicerskiego, a stojące w wazonach
sztuczne kwiaty z tkaniny dostała z resortu kapeluszy.
Sama Sabinka z włosami w kolorze ciemnego blondu także wyglądała jak
wspaniały kwiat. Wciąż jeszcze miała długie, jedwabiste warkocze, ale teraz
owinęła je wokół głowy w gęstą, podwójną koronę, odkrywającą jej marmurowe
czoło, drobne, ładnie ukształtowane uszy oraz jasny, smukły kark. Miała na-
dzieję, że w takiej fryzurze będzie wyglądała na starszą i poważniejszą. Prawdę
mówiąc, nie na wiele się to zdało. Jeszcze bardziej niż wcześniej przypominała
malowidła holenderskich mistrzów. Mały smuteczek jej oczu o gęstych rzęsach
w połączeniu ze słodyczą ust, przywodzących na myśl purpurowe wiśnie, z dwoma
602 rzędami zębów niczym sznury pereł, iskrzących się pociągającym, niewinnym